piątek, 11 stycznia 2008

Nie ma neutralności w interesach

Szwajcaria i Szwecja mają wiele wspólnego, między innymi sięgającą daleko wstecz tradycję neutralności. W interesach również mają podobną kulturę zarządzania, do tego stopnia, że wspólnie stworzyli jeden z największych na świecie kombinatów inżynieryjnych – grupę ABB. Kiedy jednak dochodzi do przejęcia, oba kraje wyraźnie są przeciwne uprzejmości.

W każdym razie takie oferty są zazwyczaj z góry skazane na niepowodzenie, biorąc pod uwagę fakt, że szwedzkie i szwajcarskie firmy mają skłonność do chronienia się przez ustawianie się w szyku obronnym – w przypadku Szwedów jest to wykorzystanie uprzywilejowania akcji co do głosu (multiple voting rights), w ramach obrony przed wrogim przejęciem w pewnych kategoriach akcji; w przypadku Szwajcarów jest to ograniczenie liczby głosów, które można wykonywać z danego pakietu akcji i ograniczenie prawa głosu, szczególnie dla zagranicznych udziałowców.

Ale te przyjazne relacje zostały nagle zagrożone przez coś, co pozornie wydaje się zupełnie nietypowym, wrogim ruchem wykonanym przez szwajcarskiego właściciela sieci sklepów detalicznych Maus Freres, w stosunku do szwedzkiej firmy odzieżowej – Gant. Maus Freres oprócz tego, że posiada inne aktywa, jest też właścicielem marki słynnego "krokodyla" - firmy Lacoste i chce poszerzyć działalność wchłaniając Ganta. Lennart Björk – założyciel szwedzkiej firmy i jej prezes zarządu jest niemile zaskoczony tym pokazem złych manier ze strony Szwajcarów i i robi wszystko co w jego mocy, by pokrzyżować im plany.

Ta niespodziewana bitwa dotycząca przejęcia, najwyraźniej już osiągnęła punkt kulminacyjny. W piątek traci ważność oferta Szwajcarów. W czwartek łupieżca ogłosił, że zgromadził 29,9 procent udziałów w firmie Gant i odstąpił od wcześniejszej oferty, pod warunkiem zagwarantowania mu co najmniej 50 procent udziałów docelowych. Maus Freres najwyraźniej nie zamierza odstępować.

Lennart Björk chce zachować niezależność i utrzymać kontrolę nad zarządzaniem w swojej firmie. Jest właścicielem około 16 procent, ale twierdzi, że może liczyć na wsparcie około 55 procent udziałowców. Wśród nich są dwaj partnerzy założyciele, każdy z 10 procentami, którzy jak dotąd zadeklarowali swoją lojalność w stosunku do Lennarta Björka. Pomimo to prezes zarządu firmy Gant stara się nie pozostawić niczego przypadkowi. Szuka możliwości zwerbowania sojuszników, którzy wsparli by go w walce ze Szwajcarami.

Mimo tych wysiłków Gant pozostaje zupełnie nie zabezpieczony przed atakiem i Szwajcarzy doskonale o tym wiedzą. W przeciwieństwie do wielu innych skandynawskich firm, Gant ma – i to jego zasługa - przyjęty system przyjazny udziałowcom "jedna akcja - jeden głos", zamiast wprowadzać specjalne akcje powodujące wykorzystanie uprzywilejowania co do głosu. Wygląda na to, że szwajcarska strategia zostanie zastosowana wobec innych udziałowców Ganta, w tym wobec dwóch historycznych partnerów Lennarta Björka, by skłonić ich do sprzedaży akcji przy najkorzystniejszej ofercie z 31 procentami premii.

To zupełnie możliwe, że obie walczące strony znajdą ostatecznie przyjacielski kompromis i zaczną pracować razem. Mimo wszystko Lennart Björk ma niewiele albo nic do zyskania, przez uporczywe trwanie przy wrogiej postawie wobec Szwajcarów, którzy staną się pojedynczym największym udziałowcem w jego firmie, niezależnie od tego jaki będzie wynik walki o przejęcie.

Ugoda pomoże odbudować bardziej tradycyjne, kompromisowe stosunki w interesach między Szwedami i Szwajcarami. Ale ta historia pokazała jedno: kiedy przychodzi do interesów, Szwajcarzy nie są ani neutralni, ani pokojowi.

Siemensa "wściekłość i wrzask"

“Wściekłość i wrzask” wciąż ogarnia Siemensa. Nowy atak histerii wybuchł w niemieckim konglomeracie przemysłowym z powodu dorocznego spotkania udziałowców, jakie ma nastąpić za dwa tygodnie. Udziałowcy – dowodzeni przez wpływową ISS (Institutional Shareholder Services), jedną z największych na świecie organizacji świadczącej usługi doradcze w zakresie nadzoru korporacyjnego – zagrozili wycofaniem swojej zgody dla byłych dyrektorów, podległych byłemu przewodniczącemu rady nadzorczej Heinrichowi von Pierer’owi i dawnemu prezesowi Klausowi Kleinfeldowi.

To zrozumiałe. Dochodzenie w sprawie, być może największej korporacyjnej afery łapówkarskiej, jaka wstrząsnęła Niemcami, wciąż trwa, chociaż zarówno Heinrich von Pierer, jak i Klaus Kleinfeld zaprzeczają, jakoby wiedzieli, o jakichkolwiek nieprawidłowościach. Ale to też trochę bezsensowne, biorąc pod uwagę, że głosowanie nie ma żadnych konsekwencji prawnych – tym bardziej, że obaj panowie (i kilku innych przeciwko, którym głosują udziałowcy) już nie pracują w firmie.

Znacznie ważniejsze jest to, jak udziałowcy zdecydują się zagłosować na obecnych członków zarządu i rady nadzorczej. W tym przypadku to jedynie DSW (małe niemieckie stowarzyszenie udziałowców) grozi głosowaniem przeciwko zasiadającym członkom. Stowarzyszenie chce, by udziałowcy głosowali przeciwko ponownemu wybraniu Gerharda Cromme’a, prezesa rady nadzorczej, a także przeciwko dwóm dyrektorom – są nimi Josef Ackermann (szef Deutsche Bank) i Lord Vallance (były szef British Telecom).

Ta trójka to tylko członkowie zarządu starający się o ponowne wybranie podczas dorocznego walnego zgromadzenia. Stowarzyszenie udziałowców chce się ich pozbyć, by umożliwić Siemensowi całkowite zerwanie z przeszłością i oczyścić firmę z dyrektorów, którzy zajmowali stanowiska, kiedy wybuchł skandal.

Jednak całe to zamieszanie to niepotrzebne odwrócenie uwagi od najważniejszego w tym momencie celu, zarówno dla firmy, jak i udziałowców: zreformowanie jej tak, by była bardziej skuteczna i by można było zapobiec podobnym skandalom w przyszłości. W tym właśnie Peter Löscher – nowy prezes zarządu - potrzebuje tyle wsparcia od udziałowców i rady nadzorczej, ile są w stanie mu dać. Zaczął dobrze i pewnie, ale im dłużej trwa ten okres "burzy i naporu" w Siemensie, tym trudniejsze okaże się poprawienie wizerunku firmy.

Brak komentarzy: